WAPW

WAPW – Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej

WAPW moja Alma Mater. Teraz po 30 latach od momentu kiedy się dostałem na studia architektoniczne Politechniki Warszawskiej wiem, że gdybym drugi raz stanął przed wyborem uczelni to wybór byłby ten sam. Ja kocham moją uczelnie a jak wiadomo każdy komu zależy i kocha, to bywa krytyczny. Nie mniej wszystko co mnie tu spotkało oceniam pozytywnie, nawet tę nieszczęsną fizykę budowli.

Idę na architekturę! Decyzja podjęta!

Chodziłem do klasy matematyczno fizycznej. Ja humanista, piszący wiersze, uwielbiający dobrą literaturę i kochający zabawy słowem, zostałem wbity w przekonanie, że jestem umysłem ścisłym. I co ciekawe będąc przekonanym, że faktycznie jestem umysłem ścisłym radziłem sobie z matematyką i fizyką. W I klasie L.O. „Gienka” moja matematyczka nawet stwierdziła, że jestem w TOP-3. Potem i mój i jej entuzjazm opadł i raczej się nie lubiliśmy.

Czasami zastanawiam się czy faktycznie nie jestem jakimś połączeniem umysłu ścisłego i humanistycznego. Może. Dlatego wybrałem architekturę. Tę decyzję podjąłem w II klasie , w roku 1991/1992. W roku 1993 podjąłem decyzję o zapisaniu się na kurs rysunku.

Przekraczam progi WAPW

Pamiętam jakie to było podniosłe wydarzenie – oto przekraczam bramę do swoich marzeń.

Siedzieliśmy wszyscy w sali wykładowej. Było nas wtedy ze 100 osób. W pewnym momencie wkroczył król ze świtą – prof. Henryk Dąbrowski, który stał się moim mentorem a obok niego inni wykładowcy – Włodzimierz Karczmarzyk, Andrzej Pańkowski, Adam Sufliński i hetman nauki rysunku – Ludomir Słupeczański.

Po uroczystym przywitaniu przeszliśmy na ostatnie piętro do jaskini umiejętności zapominanej.

To w katedrze rysunku narodziła się idea, że będę uczył i założę Domina. A skąd nazwa Domin? – to była mój pseudonim z lat szkolnych.

Egzamin na Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej

Do egzaminu podchodziłem 11 czerwca 1994 roku a już dwa tygodnie później stałem się studentem ale łatwo nie było. Historia mojego dostania się na WAPW jest mrożącą krew w żyłach.

Na egzamin stawiłem się prawie godzinę przed. Potem okazało się, że z jakichś powodów wszystko mocno się opóźniło. Dostałem tematy – Wnętrze katedry gotyckiej i jakaś tam geometria.

Aż klasnąłem w dłonie. To właśnie temat – wnętrze katedry – rysowałem trzy razy, zawsze pod okiem Ludomira Słupeczańskiego. Pamiętam jak cierpliwie tłumaczył mi sklepienie krzyżowo żebrowe, a potem jeszcze raz mi tłumaczył bo wszystko zapomniałem.